środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 1

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być inną? Jak to jest być kompletnym odmieńcem, nie akceptowanym przez otoczenie? Jak to jest być zwykłą dziewczyną, którą nikt się nie interesuje? Odpowiedź jest prosta… To beznadziejne.
Kiedyś ktoś zapytał się mnie: dlaczego trzymam się na uboczu? Dlaczego odtrącam wszystkich i nawet nie staram się nawiązać z nikim kontaktu? Dlaczego…? Bo nie jest to miłe uczucie, kiedy twój najlepszy przyjaciel tak nagle, bez słowa zostawia cię, ignoruje, tylko dlatego, że nie mieszkasz ze swoim bogatym ojcem…
Przekonałam się, że ludziom, których kiedyś miałam na pęczki chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze mojego taty. Smutne, ale prawdziwe. Teraz staram się nie przywiązywać do nikogo. Nie pozwalam się nikomu do mnie zbliżyć. Czemu? Bo nie chcę znów poczuć tego palącego rozczarowania.
                                                                               ~*~
Kolejny nudny dzień był już za mną. Wolnym krokiem wychodziłam ze szkoły. Była godzina siedemnasta. Nie miałam najmniejszej ochoty na to, żeby znów pójść do baru i ogarniać syf, który jak zwykle zostawił mój brat. Ten facet nie miał w ogóle pojęcia o prowadzeniu takiego interesu. Nie wiem dlaczego ojciec zostawił bar akurat jemu. Ah, no tak… Przecież ja „nie jestem wystarczająco odpowiedzialna”, żeby się tym zająć. Uwielbiam ironię.  
Wchodząc do środka lokalu poczułam swąd spalenizny. Czyżby Ryan znów próbował nowych sztuczek z podpalaniem drinków? Idiota.
Westchnęłam głośno, rzucając moją obdartą torbę na jeden z foteli stojących na zapleczu. Nie mogłam się opanować. Na samą myśl o tym, że znów będę musiała użerać się z tym kretynem dostawałam białej gorączki.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę przejścia prowadzącego do baru. Tak jak myślałam, stał tam Ryan, w towarzystwie swoich kumpli, których również miałam już po dziurki w nosie. Kiedy mnie ujrzał jego mina zrzedła, z reszta tak samo jak moja. Oboje wiedzieliśmy, że to nie skończy się dobrze dla żadnego z nas.
-Cześć, Hope -powiedział Ryan, obrzucając mnie krótkim spojrzeniem.- Przydałoby się umyć okna, możesz coś z tym zrobić?- uśmiechnął się sztucznie.
-Witaj, braciszku...- mruknęłam obdarzając go uśmiechem, który nie miał w sobie ani krzty naturalności.- Mogłabym coś z tym zrobić... Ale równie dobrze ty mógłbyś się ruszyć i w końcu mi w tym pomóc.
-Mam ważniejsze rzeczy do roboty. Więc idź już, same się nie umyją!
-Musisz zawsze pomiatać mną jak starą szmatą?- warknęłam, próbując go wyminąć, ale jak zwykle, stanął mi na drodze.
-Najwidoczniej muszę-bąknął pewny siebie, po czym podał mi wiadro z gorącą wodą. - Miłej zabawy- na jego twarzy znowu pojawił się ten krzywy uśmiech. Wyminęłam go, kierując się w stronę wielkich okien.
-Ryan...- zaczęłam, odwracając się w stronę chłopaka.- Mam tylko jedno, maleńkie pytanie... - ciągnęłam, przewieszając sobie przez ramię ścierkę.
-Czego chcesz?- westchnął ciężko.
-Nie boli cię to, że jesteś zakompleksionym chujem? - spytałam poważnie. Naprawdę, w jego towarzystwie rzadko udaje mi się być tak poważną. Często bawi mnie jego głupota, lecz wtedy udało mi się zachować stu procentową powagę. Jednak jego reakcja mnie kompletnie zaskoczyła. Stanął jak wryty w ziemię i przez dosyć długą chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć.
-Wyjdź stąd, smarkulo! Nie będziesz mnie obrażać!- warknął przez zęby. Czyli jednak prawda czasem boli… No cóż, już nauczyłam się czegoś nowego dzięki mojego uroczemu braciszkowi.
-To w końcu mam ci umyć te okna, czy wyjść? Zdecyduj się, braciszku...- przewróciłam oczami.
-Rób to co do ciebie należy, a potem idź gdzie chcesz…
-Pójdę skoczyć z mostu... I tak się tym nie przejmiesz, nie?- zmrużyłam oczy, patrząc na to jak zatrzasnął za sobą drzwi do lokalu. Jak ja go nienawidzę! Tego nie da się opisać słowami.
Kiedy jeszcze żył nasz dziadek, to Ryan hamował się i nie traktował mnie jak śmiecia. Ale odkąd zostaliśmy sami z babcią, on kompletnie nie zwraca uwagi na to, czy ktoś go usłyszy, czy też nie. Po prostu obraża mnie, kiedy tylko ma na to ochotę. Często nawet podnosi na mnie rękę. Jedynym plusem jest to, że nigdy nie uderzył babci… Ona by tego nie zniosła. Ja jakoś daję radę, ale… Nie wiem jak długo to wytrzymam.
Stanęłam przed wielką szybką, którą za zadanie miałam umyć… Nie mogłam uwierzyć w to, że jest tak brudna. Było na niej dosłownie wszystko. Od resztek jedzenia, po zacieki z kawy i kolorowych drinków. Nawet nie chciałam wnikać w to, co się tu działo zanim przyszłam… Miałam tylko cichą nadzieję, że ten dwudziestodwuletni idiota nie urządził znów jakiejś prywatnej imprezy, zamiast otworzyć lokal…
Szybko podstawiłam pod okno niedużą drabinę. Oczywiście, z moim wzrostem dosięgnięcie wyżej niż do ¾ okna było niemożliwe, więc niemal od razu weszłam na nią, próbując jakoś zdrapać jedzenie zastygające na szybie.
Kiedy po około godzinie męczarni szyba nadal była brudna, a ja miałam już kompletnie dość, nie pozostało mi nic innego jak zostawić ją i mieć gdzieś to, co zrobi z tym Ryan. W końcu to jego bar, a nie mój, prawda? Jednak nie miałam serca, żeby to tak zostawić. Skoro udało mi się doprowadzić ją do takiego stanu, to postanowiłam, że spróbuję dokończyć swoje dzieło. I tak w domu nie miałam nic innego do roboty.
Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mi pomóc w umyciu szyby. Na stoliku obok drabiny dostrzegłam niewielki spryskiwacz do szyb. Wiedziałam, że jeśli nie to, to już nic nie będzie w stanie uratować sytuacji.
Schyliłam się, żeby podnieść butelkę, lecz nie mogłam jej dosięgnąć. Nie miałam najmniejszej ochoty, żeby schodzić z drabiny, więc wychyliłam się z niej bardziej. Nic z tego. By ją dosięgnąć wciąż brakowało mi kilku centymetrów.
Wtedy zdarzyło się coś, od czego zaczęła się cała ciekawsza część mojego życia…
Byłam już tak zmęczona i zdenerwowana, że chciałam odpuścić. Po prostu zejść z tej drabiny i iść do domu, lecz w tym samym momencie, poczułam, że w prawej dłoni trzymam właśnie ten spryskiwacz, po który sięgałam jeszcze kilka sekund wcześniej.
To było niewiarygodne. Nie mogłam w to uwierzyć. Rzecz, która stała na stole, tak nagle sama do mnie przyleciała.
Przez dosyć długą chwilę obracałam przedmiot w dłoniach, wpatrując się w niego z uporem maniaka. Początkowo myślałam, że zostałam złapana do jakiejś ukrytej kamery, ale kiedy po upływie kilkunastu minut nikt nie wyskoczył zza żadnego roku z kamerą, zaniechałam wymyślania dalszych podejrzeń.
Nie wiedziałam co tak dokładnie się zdarzyło, ale byłam pewna, że nie wróżyło to nic dobrego. Czy ja zawsze muszę mieć rację?
                                                                                ~*~
Było już grubo po północy. Nawet nie wiem w jaki sposób znalazłam się w domu. Nadal byłam w takim szoku po sytuacji, która zdarzyła się w barze, że po prostu chodziłam po domu jak zombie. Wciąż zastanawiałam się: jak do tego doszło? Nie docierało do mnie to, że coś jest ze mną nie tak. Ze mną? To jakaś kpina…
Usiadłam spokojnie na łóżku, w rękach nadal trzymałam butelkę, wokół której powstało to niemałe zamieszanie. Tak, zabrałam ją do domu. Nie mogłam odpuścić- musiałam dowiedzieć się co jest grane, a czułam, że ten przedmiot mi to ułatwi.
Postawiłam plastikowy pojemnik na stoliku, znajdującym się obok mojego łóżka. Było to dla mnie głupie, ale chciałam ponownie spróbować sztuczki z latającym spryskiwaczem do szyb.
Wyciągnęłam dłoń w kierunku butelki, próbując z całych sił skupić się na tym przedmiocie. Nic. Zero reakcji. Na kilka sekund rozluźniłam wszystkie mięśnie, po czym ponownie spróbowałam złapać przezroczystą rzecz.
Jestem pewna, że kiedy butelka w dziwny sposób znów znalazła się w mojej dłoni, byłam przerażona. Gdyby ktoś mnie nagrał, z pewnością moja mina byłaby godna Oscara. Nie mogłam pojąć jak to się stało. Byłam zdumiona, zadowolona i przestraszona w tym samym momencie. Zapanowanie nad tymi emocjami, było równe z niemożliwością.
Szybko rozglądnęłam się po pomieszczeniu, poszukując innej plastikowej rzeczy, która umożliwiłaby mi dalsze eksperymenty. Na parapecie ujrzałam doniczkę, która była wykonana właśnie z takiego tworzywa. Podeszłam do okna, wyciągając dłoń w stronę brązowej donicy. Tak jak się spodziewałam, doniczka nawet nie drgnęła. Bardzo powoli nabrałam do płuc powietrza, po czym w takim samym tempie wypuściłam z nich tlen. Delikatnie zmrużyłam oczy, skupiając się na najważniejszym przedmiocie. Niestety, nie było mi dane bardziej skupić się na tej czynności.
Po upływie kilku sekund usłyszałam tak dobrze znany warkot silnika. Oczywiście, samochód, który podjechał na wjazd należał do Ryana. Chłopak wysiadł z niego, był kompletnie nawalony. Idąc chwiejnym krokiem do domu, ujrzał mnie w oknie, po czym zaczął wykrzykiwać jakieś niezrozumiałe słowa, które ja słyszałam jedynie jako jeden, głośny bełkot.
Byłam na niego taka wściekła. Miałam ochotę rąbnąć mu kijem bejsbolowym prosto w ten pusty łeb. Przecież on mógł się zabić! Nie rozumiem tego, dlaczego nadal zachowuje się jak nieodpowiedzialny gówniarz. Ah, no tak… Przecież jego rozwój umysłowy zatrzymał się w wieku dziesięciu lat…
Kiedy  zobaczyłam jak mój kochany braciszek unosi do góry dłoń, ukazując mi swój środkowy palec, moja złość wzrosła kilkukrotnie. Również wykonałam ten sam gest, przykładając palca do szyby.
Nie wiem, co było dalej… Jedyne co pamiętam to głośny huk pękającego szkła. 


***


Dziękujemy za czas poświęcony na przeczytanie pierwszego rozdziału. 
Mamy wielką nadzieję, że chociaż trochę Was zainteresował.  Akcja z czasem się rozwinie. ;) 
 Jak odbieracie postać Hope? A jak jej brata? Co o tym sądzicie? 
Czekamy na Wasze opinie w komentarzach. :)

7 komentarzy:

  1. A już myślałam, że trafiłam na opowiadanie bez nadprzyrodzonych mocy..
    Rozdział dobry, pomimo tego science-fiction będę czytać dalej.
    Czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy i cieszymy się, że zostaniesz z nami :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział.. po prostu genialny. Czekam na dalsze losy Hope !!!
    Pozdrawiam i życzę Wam weny do tworzenia tak niesamowitych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, te słowa na pewno zmotywują nas do dalszej pracy :))

      Usuń
  3. Fajnie się zapowiada.. Rozdział bardzo ciekawy ;) Stwierdzam fakt,że zostanę na dłużej. Życzę weny, którą pewnie już macie ale nie zaszkodzi mi napisać .Kiedy next?Czekam z niecierpliwością, Zuza ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że spodobał Ci się rozdział :) Następny ukaże się w niedzielę lub poniedziałek ;)

      Usuń
  4. Jejku genialne, jak reszta opowiadań <33 Bardzo się cieszę, że w tym jest science-fiction <33 Pewnie oberwie jej się za rozbitą szybę ehh takie życie młodszej siostry heheh
    Zabawne, że miałam zamiar poszukać czegoś paranormalnego, a tu moja ulubiony pisarka coś takiego napisała <33
    Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń