Wychodziłam już
ze szkoły po kolejnym dniu istnej męczarni. Powoli zaczęłam kierować się w
stronę baru mojego ojca, kiedy nagle usłyszałam znajomy dźwięk mojego telefonu,
który oznaczał nową wiadomość. Szybko wyjęłam go z kieszeni i odblokowałam
ekran, po czym odnalazłam SMS-a.
Chcąc- nie chcąc,
musiałam jej odpisać. Gdyby stało się coś ważnego, a ja nie pomogłabym jej, z
pewnością miałabym wyrzuty sumienia do końca mojego marnego żywota. Szybko
wystukałam na ekranie kilka słów.
Właśnie wyszłam ze szkoły. Coś się stało?
~Hope
W ciągu kilku
sekund usłyszałam za sobą podekscytowany pisk mojej przyjaciółki. Wiedziałam na
co mam się szykować. Westchnęłam głośno, przewracając oczami.
-Wyobraź sobie,
że Hadrian dołączył do szkolnej drużyny, a teraz mają trening. Musisz tam ze
mną iść- wzięła mnie za rękę.- No chodź. Na co czekasz?- zawyła z
niezadowolenia, kiedy poczuła, że nawet nie drgnęłam, robiąc minę jak małe
dziecko.
-Nigdzie nie
idę!- wyrwałam się jej. - Muszę iść do baru. Ryan mnie zabije jeśli znów się
spóźnię!
-Nie szukaj
wymówki, tylko chodź. Zobaczysz jak Hadrian biega w tych krótkich spodenkach…
-powiedziała. Znowu odpłynęła, na co ja jedynie ponownie przewróciłam oczami.
-Okej, obiecuję!
Tylko chodź, trening już się zaczął- prawie wrzasnęła, po czym biegiem udała
się w stronę boiska, gdzie odbywał się trening.
Po kilku
minutach znajdowałyśmy się już na trybunach, a Rebecca siedziała nieruchomo,
nie mogąc oderwać wzroku od Hadriana.
Wciąż nie
potrafiłam zrozumieć tego, co ona w nim widzi. Okej, był przystojny, trochę
tajemniczy. Może i było to nieco pociągające, ale… Hope! O czym ty mówisz… Nie
mogłam myśleć o nim w ten sposób. Skarciłam się za to w myślach, próbując
odbiec ich tematem od Nowego.
Nie miałam
zamiaru dłużej siedzieć i gapić się w
jedno miejsce, więc postanowiłam, że już pójdę. Rebecca i tak była zajęta
wpatrywaniem się w tyłek Hadriana, biegającego po boisku za piłką.
-Rebecca… Ja już
idę, spotkamy się jutro… Na razie…- powiedziałam, bacznie obserwując reakcję
przyjaciółki. Oczywiście, nie otrzymałam żadnego odzewu z jej strony. Nadal
była wpatrzona w Nowego. Spojrzałam przelotnie na niego. I wszystko jasne…
Chłopak zdjął koszulkę, to dlatego blondynka siedziała jak zaklęta.
Westchnęłam,
cicho chichocząc z jej głupoty. Zaczęłam kierować się w stronę schodów,
prowadzących do wyjścia. Kiedy byłam już praktycznie przy samej bramce, która
była wcześniej wspomnianym wyjściem. Usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię.
Gwałtownie odwróciłam się w stronę boiska.
Piłka znajdowała
się już pół metra przed moją twarzą. Nie mogłam zareagować inaczej. Wyciągnęłam
delikatnie dłoń do przodu, zatrzymując przedmiot w locie. Szybko wypchałam rękę
w przód, przez co piłka automatycznie poleciała w stronę boiska.
Moja twarz
paliła się ze wstydu.
W nadziei, że
nikt tego nie widział, uciekłam z boiska. Wprost biegłam do baru. Jeszcze nigdy
tak bardzo się do niego nie spieszyłam. Wpadłam do środka niczym huragan,
robiąc niemałe zamieszanie. Wszystkie pary oczu zwrócone były na mnie. Jak
zwykle, zwróciłam na siebie niepotrzebną uwagę. Mruknęłam ciche ‘Przepraszam’,
po czym udałam się na zaplecze, by odłożyć tam moją torbę.
Już po chwili
zapomniałam o incydencie z boiska, bo mój kochany brat jak zwykle potrafił
zająć moje myśli czymś innym… Nie była to wcale pozytywna pomoc z jego strony.
-Tam, gdzie
ciebie nie było- przerzuciłam przez ramię niewielką ściereczkę, po czym
odwróciłam się do niego, krzyżując ręce na wysokości moich piersi, tak jak on
to zwykle robi.
-Myślisz, że od
tak zapomnę o tym, że się spóźniłaś?- powiedział rozjuszony.
-A co, korona ci
z głowy spadła, że musiałeś się zająć swoim interesem?!- warknęłam.-
Przypominam ci po raz setny, że to TWÓJ bar, a nie mój!
-Ah, tak? Więc
obcinam ci dniówkę –krzyknął zdenerwowany.- A teraz idź, zajmij się klientami!
-Przecież ty mi
nie płacisz, idioto!- krzyknęłam, zaciskając pięści.
W tym samym
momencie stało się coś, czego ani ja, ani mój nieznośny brat się nie
spodziewaliśmy. Stojące na półkach butelki z wódką zaczęły pękać. Jedna po
drugiej, wywołując taki huk i brzdęk, że aż Ryan zatkał uszy.
Najdziwniejsze
było to że kiedy rozluźniłam pięści, butelki przestały pękać. Uśmiechnęłam się
pod nosem, przyglądając się swoim dłoniom. Kiedy Ryan spostrzegł to, że tak
oglądałam moje ręce, spuściłam głowę i szybko wyszłam do klientów. Ich miny
były równie zdziwione, co nasze. Szybko uspokoiłam ludzi, mówiąc, że tylko
kilka butelek spadło z półek. W sumie... Było to bliskie prawdy.
*Perspektywa
Hadriana*
Koniec treningu.
Wreszcie mogę już wyjść z tej szkoły pełnej sielankowiczów i przestać udawać,
że jestem jednym z nich. Denerwuje mnie to, że muszę nad sobą panować.
Minęły już
niecałe dwa tygodnie odkąd ostatni raz widziałem kogoś z Naozen. Czyżby dali
sobie spokój? Nie, oni nigdy nie odpuszczają. Jeszcze chwilę i będę musiał
zmienić miejsce swojego pobytu. Nie mogą mnie odnaleźć.
Ale za nim to zrobię muszę się czegoś
dowiedzieć na temat tej dziewczyny, która była na naszym treningu, bo albo mi
się wydaje, albo ona ma zdolności telekinetyczne. Muszę to zweryfikować i w razie
czego opowiedzieć jej o Naozen. Lepiej żeby tam nie trafiła… To miejsce nie
przynosi nic dobrego.
Zamyślony
wszedłem do baru i... wpadłem na… Hope? Tak, to była ona.
-Przepraszam
jeszcze raz. Znowu się spotykamy- powiedziałem, pomagając jej posprzątać
rozlane drinki. To nie mógł być przypadek, że znów na siebie wpadliśmy.
-To ja przepraszam,
powinnam była patrzeć gdzie idę... -mieszała się, nerwowo zbierając potłuczone
szkło.
-Spokojnie, nic
się nie stało. To raczej moja wina- pomogłem jej wstać, gdy posprzątała.
-O matko...-
westchnęła. -Jesteś cały mokry... - stwierdziła, marszcząc czoło. Przeskanowała
całe moje ciało swoim wzrokiem. -Jeszcze raz bardzo cię przepraszam!
-Nic się nie
stało, to tylko plama- spojrzałem na nią przelotnie, zauważyłem, że na jej
twarzy pojawiły się rumieńce. Chyba jednak patrzyłem na nią za długo, bo po
chwili odwróciła wzrok.
-Naprawdę nie
chciałam na ciebie wpaść...
Zacząłem
zastanawiać się nad tym, czy ona zawsze się tak tłumaczy?
Nastała głupia, męcząca cisza, która przeszkadzała i mnie i jej.
Nastała głupia, męcząca cisza, która przeszkadzała i mnie i jej.
-Nie wiedziałem,
że tutaj pracujesz- powiedziałem, przerywając milczenie.
-Bo nie pracuję.
Nie można nazwać tego pracą... - stwierdziła.- To codzienna harówka.
-Na tym polega
praca- odparłem, ale kiedy zobaczyłem jej minę, zorientowałem się, że mówi
poważnie.- Aż tak źle?
-Mój brat mi za
nic nie płaci, wrzeszczy na mnie, kiedy spóźnię się choćby dziesięć minut...
Hmm... Co by tu jeszcze wymienić? Poniża mnie przed swoimi kolegami...- mówiła,
idąc w stronę zaplecza. Sam nie wiem dlaczego, ale poszedłem za nią.- Potrafi
robić mi wyrzuty nawet za to, że zamknę bar o godzinę wcześniej niż powinnam...
Kiedy on w tym czasie siedzi na imprezie
ze znajomymi...- westchnęła, wyrzucając potłuczone szkło do śmietnika.
-Wow, sporo
tego- spojrzałem na nią zdziwiony. Nie sądziłem, że jej brat mógłby być tak
chamski. W ogóle, nie wiedziałem, że ma brata.
-Właściwie, nie
wiem po co ci to mówię...- odrzekła zmieszana. -Może... Chciałbyś się przebrać
w coś suchego? Wiem, że to dziwna propozycja, ale głupio mi z tym, że cię
oblałam… Mój dom jest kilka minut drogi stąd, a nie sądzę, że chciałbyś wracać
do domu w brudnych ubraniach...
-Dzięki, jeśli
to nie problem- uśmiechnąłem się lekko, a raczej nie miałem tego w nawyku.
Wziąłem od niej torbę, która leżała na jednym z foteli. - Chociaż tak ci się
odwdzięczę.
-Dobrze,
poczekasz sekundę? Ogarnę trochę lokal i będę wolna...- oznajmiła, wychodząc z
zaplecza. Nawet nie dopuściła mnie do słowa!
Sprzątnęła ladę
przy barze, po czym szybko pozbierała wszystkie kufle ze stolików. Patrzyłem na
nią cały czas, dopóki mnie na tym nie
przyłapała. Skarciła mnie wzrokiem, co w pewnym sensie mnie rozbawiło.
Gdy w końcu
wyszliśmy z baru, znów zapanowała krępująca cisza, którą Hope za wszelką cenę
chciała przerwać.
-To... Jak
podoba ci się w nowej szkole?- zaczęła, patrząc przed siebie.
-Jest okej- odrzekłem.
-Jeszcze jej całej nie znam...
-A gdzie
chodziłeś wcześniej do szkoły? Daleko stąd?- spytała, skręcając w boczną
uliczkę.
-Tak… Bardzo
daleko- odpowiedziałem z zamysłem. Przecież nie mogłem tak szybko powiedzieć
jej prawdy. Nie tak nagle. Jeszcze wtedy nie byłem pewien tego, że nie była do
końca normalna.
-A gdzie
konkretnie? Może znam to miejsce...- spekulowała, otwierając drzwi do
niewielkiego domu. Rzeczywiście, był bardzo niedaleko baru.
-Do…- zawahałem
się, ona to wyczuła.- Huston…- odpowiedziałem po namyśle.
-Aaa, to
niedaleko, znam to miejsce- mruknęła pod nosem, znikając za jedną ze ścian.
Zostałem sam. Dom był stary, ściany głównie pokryte były tapetami, a na
podłodze położone było drewno. Wszystko urządzone było tak... staromodnie.
Nadal
rozglądałem się po mieszkaniu, kiedy nagle usłyszałem wołanie Hope, dochodzące
z piętra. Znalazłem się tam w kilka sekund.
-Dam ci ciuchy
mojego brata. Jest trochę wyższy, więc ubrania powinny być na ciebie dobre...-
uśmiechnęła się.
-Dzięki jeszcze
raz- uśmiechnąłem się lekko, widząc jak Hope nurkuje w szafie.- To nie problem?
-Dla mnie? Nie.
Ale dla mojego brata z pewnością będzie, kiedy zobaczy, że nie ma jego
ulubionych jeansów...- powiedziała zadziornie, wygrzebując spodnie z dna
komody. -Proszę...- podała mi je, wraz z T-shirtem.
-Czyli igramy z
ogniem?- wziąłem ciuchy.
-Mogę zrobić
wszystko, by tylko mu dopiec. Sprawia mi to przyjemność...- wzruszyła
ramionami. Zaśmiałem się pod nosem.
-A więc okej,
zaraz wracam. –wyszedłem, by móc spokojnie się przebrać.
-I tak widziałam
cie dzisiaj bez koszulki! - krzyknęła z pokoju, słyszałem jak cicho
zachichotała.
-Ah, no tak,
więc nie muszę zachowywać się przyzwoicie? – wróciłem do pomieszczenia, mając
na sobie jedynie jeansy jej brata. Od razu się zarumieniła. Westchnąłem,
ubrałem bluzkę i usiadłem na podłodze. - Mam do ciebie pytanie…
-Czy zauważyłaś
coś nowego wokół siebie?
-Nie...- udała
zdziwioną. Wyszło jej to nieźle, ale ja tak łatwo się nie poddaję.
Po chwili
wpadłem na pewien pomysł, dzięki któremu wszystko wyszło na jaw. Na podłodze,
obok mnie, leżały znoszone bokserki jej brata, którymi nagle w nią rzuciłem.
Tak jak się spodziewałem, Hope zasłoniła twarz jedną ręką, a drugą wyciągnęła
do przodu, przez co bokserki zawisły w powietrzu na metr przed nią. Miała dosyć
szybki refleks...
-A więc… Nic
nowego nie wydarzyło się w twoim życiu? -zapytałem ponownie z nutką sarkazmu.
Zdenerwowała
się, wstała szybko z łóżka i skierowała się do drzwi. Nawet nie wiem kiedy,
odrzuciła we mnie bokserkami jej brata.
-Nic nie
widziałeś, jasne?! - powiedziała z wyrzutem, stojąc w drzwiach.
-Hej… poczekaj!-
odrzuciłem je szybko na bok. - Nie denerwuj się…- próbowałem ją uspokoić.
-O co ci chodzi?!-warknęła, zaciskając ręce w pięści. Nie był to dobry znak…
-O co ci chodzi?!-warknęła, zaciskając ręce w pięści. Nie był to dobry znak…
***
Dziękujemy za przeczytanie rozdziału!
Mamy nadzieję, że się spodobał. :)
Z niecierpliwością czekamy na Wasze opinie i komentarze. To one napędzają nas do pracy.
Wszystkim osobom, które decydują się komentować bardzo dziękujemy i zachęcamy do dalszego komentowania. :)
Co sądzicie o takim przebiegu sytuacji? Jak dalej potoczą się ich losy? Piszcie swoje przypuszczenia.
Fajnie, że była pokazana perspektywa Hadriana.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało.
Świetny rozdział ;3
OOOoo meega !!! super.
OdpowiedzUsuńPerspektywa Hardiana ekstra! To na końcu jak ją podpuścił !
Wszystko super
Już sie nie moge doczekać nn
unperfect-girl-blog.blogspot.com
unperfect-girl-blog.tumblr.com
Zapraszam
Mrrrr zaraz je.nie go piorunen haha ale beda razem <33
OdpowiedzUsuń