Kiedy otworzyłam oczy nie widziałam
praktycznie nic, prócz białego, obskurnego sufitu. Nie, to nie może być prawda… Nienawidzę szpitali. W tamtej chwili
nie mogłam uwierzyć, że wybuch był tak silny, by mógł mi zaszkodzić. W myślach
błagałam Boga- mimo tego, że w niego nie wierzę- o to, żeby nie stało się nic
poważnego.
Moja irytacja
zaczęła rosnąć, gdy do moich uszu dotarł tak bardzo znienawidzony przeze mnie
głos mojego brata. Bardzo powoli uniosłam się, by rozejrzeć się po sali. Nie
zrobiłam tego dlatego, że chciałam zobaczyć Ryan’a, tylko dlatego, że
usłyszałam stukot zamykanych drzwi. Nie myliłam się… Do pomieszczenia weszło
dwóch funkcjonariuszy. Na ich widok odechciało mi się wszystkiego, bo
wiedziałam, że zostanę zalana masą niepotrzebnych pytań.
-Dzień dobry-
przywitał się jeden z policjantów. Swoją drogą… Niezły był.- Czy ty to Hope
Black?
-Tak, to ja-
przytaknęłam szybko, lecz czując narastający ból głowy, odpuściłam sobie
trzęsienie nią. –O co chodzi?- udałam zdziwioną.
-Chcielibyśmy
zadać ci kilka pytań-ten drugi usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-Ale...
Przepraszam, nie rozumiem, w jakiej sprawie?- spytałam nadal trzymając twarde
zdziwienie na twarzy.
-W sprawie
wypadku z twoim udziałem…
-No, dobrze... Skoro
musicie...- westchnęłam, teatralnie przewracając oczami.
-Więc, opowiedz
nam po kolei, co tam się stało? –powiedział, obdarzając swojego partnera
porozumiewawczym spojrzeniem.
-Nie wiem... Nic
nie pamiętam- odrzekłam krótko.
-Na pewno, nic?-
zdziwili się.
-Nic.
Kompletnie... Naprawdę chciałabym panom pomóc, ale wydaje mi się, że będziecie
musieli wyjść stąd z niczym.
-Rozumiemy. W
takim razie już pójdziemy, ale będziemy w kontakcie, dobrze? Gdybyś coś sobie
przypomniała, to zgłoś się do nas.
-Do widzenia!
-mruknęłam, poprawiając swoją pozycję na łóżku. Funkcjonariusze szybko opuścili
pomieszczenie, a ja dopiero po chwili zauważyłam, że mój kochany braciszek
nadal jest na sali. -Czego chcesz?
-Żebyś w końcu
przestała udawać…- oparł się o ścianę, krzyżując ręce na wysokości swojego
torsu.
-O co ci znowu
chodzi?!
-Hah... Na serio
myślisz, że uwierzę w ten twój wypadek?- spojrzał na mnie z kpiącym wyrazem
twarzy.- Wracaj do domu i przestań się wygłupiać.
-Więc ty skończ
zachowywać się jak skończony dupek! – warknęłam.
-Jeszcze dzisiaj
masz wrócić do domu! – rozkazał.- Na razie- mruknął, zatrzaskując za sobą drzwi
do sali.
Już po kilku
sekundach na drzwiach rozbiła się jedna ze szklanek, które stały na stoliku po
przeciwnej stronie pokoju. Powoli zaczynało mi się podobać to, że jestem inna…
Uśmiechnęłam się
sama do siebie, po czym usiadłam na łóżku, opierając plecy o poduszki. Nie
mogłam uwierzyć w to, że potrafię robić coś, o czym reszta ludzi nawet nie
śniła. Nie docierało to do mnie. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, aż do
momentu, w którym zdałam sobie sprawę, że jeśli ktoś mnie na tym nakryje to z
pewnością zamkną mnie w jakimś zakładzie psychiatrycznym, myśląc, że jestem
wariatką. A tego bym nie zniosła…
Postanowiłam nie
używać mojej mocy w przypadkach, które tego nie potrzebują. Obiecałam sobie, że
będę panować nad swoimi emocjami, żeby sytuacja z poprzedniego dnia się nie
powtórzyła. A jak mi to poszło… Cóż… Z dotrzymaniem tej obietnicy było trochę
trudno.
*kilka
dni później*
Bardzo powolnym
krokiem weszłam do znienawidzonego przez moich rówieśników budynku, zwanego
szkołą. Czułam na sobie wzrok innych. Było to normalne, lecz tego dnia ludzie
gapili się na mnie, jakby zobaczyli jakąś kosmitkę. Fakt, nie wyglądałam
najlepiej… Byłam cała poobdzierana, a moja dłoń wciąż zawinięta była w gruby
bandaż. Na szczęście był to już ostatni dzień męczarni z opatrunkiem.
Po krótkiej
chwili obok mnie zjawiły się moje przyjaciółki. Co prawda dwie, ale niezawodne.
-Hej, Hope-
powiedziały równocześnie. Bardzo często zdarzało im się mówić chórem, co czasem
mnie przerażało. –Jak się czujesz? Już wszystko dobrze?- spytała Jennifer,
delikatnie łapiąc moją obandażowaną dłoń.
-Tak, już
wszystko jest w porządku. Żyję, a to najważniejsze...- mruknęłam, uśmiechając
się blado, po czym niepewnie zabrałam rękę.
-Niech zgadnę...
Twoja nowa miłość?- zaśmiałam się pod nosem.
-Oh, tak -
rozmarzyła się. Wprost widziałam jak wyobrażała sobie go w głowie. Zawsze
bawiło mnie to, kiedy zauroczyła się w jakimś chłopaku, bo zwykle po kilku
dniach jej ‘wielkie miłości’ okazywały się być ‘wielkimi nieporozumieniami’. -
Tylko poczekaj jak go zobaczysz. Te oczy, te włosy, usta i jego muskulatura…-
zawyła z podniecenia. –Ahh… On jest idealny!
-Rebecca...
Halo! Tu ziemia! - zachichotałam.- Nie rozmarzaj się tak, bo się rozpłyniesz!
-Ah…-
zapiszczała- Patrz, idzie!- mruknęła, poprawiając swoje włosy, po czym szybko
przygryzła dolną wargę. Nie mogłam się powstrzymać. Zmierzyłam ją od stóp do
samego czubka głowy. Nienawidziłam tego, jak włączała się w niej ta kokietka.
Nagle poczułam
na sobie czyjś wzrok. Przenikliwy, ciemny, tajemniczy. To był on. Spojrzał na
mnie. Przyglądał mi się przez kilka sekund, po czym jak gdyby nigdy nic poszedł
przed siebie.
Nie wiem co
Rebecca w nim widziała. Zwykły chłopak… O niezwykłej urodzie. No cóż, trzeba
przyznać, że był przystojny. Problem w tym, że nie mój typ.
Kiedy kilka
minut później zauważyłam, że ten nowy wchodzi razem ze mną i Rebeccą do klasy,
zrozumiałam, że będę musiała znosić jej westchnienia przez cały następny
semestr. Na samą myśl o tym miałam już dość. Ona cały czas na niego patrzyła.
Nieważne, czy to ja ją o coś pytałam, czy też nauczyciel, nawet nie reagowała.
Nie widziała świata poza nim.
Nauczyciel
nieudolnie próbując zdobyć naszą uwagę opowiadał o tym jak Napoleon poniósł
druzgocącą klęskę. Później przeleciał wzrokiem po całej klasie i nagle
zatrzymał się na tym nowym.
-Hadrian-
odpowiedział. Jego głos… Był taki inny, intrygujący. Nie wiem dlaczego, ale
odniosłam wrażenie, że nawet w swoim głosie zachował nutkę tajemnicy.
- Dobrze, a więc
Hadrian, powiedz mi kto jest odpowiedzialny za klęskę Napoleona?
-On sam- odpowiedział,
patrząc nauczycielowi prosto w oczy, czym zadziwił wszystkich w klasie. Jedno
trzeba przyznać. Był strasznie dziwny.
W tym samym
momencie zadzwonił dzwonek, oznaczający, że nadszedł czas na chwilę ukojenia. Oczywiście
przez całą przerwę musiałam słuchać monologu mojej blond przyjaciółki, która
nie potrafiła się zamknąć. Ciągle gadała o jego ‘pięknych’ oczach i wyraźnych
rysach twarzy.
Kiedy po pięciu
minutach ponownie dzwonek dał o sobie znać, cieszyłam się, że Rebecca przestała
już nawijać. To było prawdziwe wybawienie. Korytarz w ciągu kilku sekund
opustoszał, a ja spokojnym krokiem udałam się w stronę mojej szafki. Wyjęłam z
niej wszystkie potrzebne książki do matematyki, po czym skierowałam się w
stronę klasy. Coś skusiło mnie, żeby zaglądnąć do zeszytu, więc tak zrobiłam.
Szłam przed siebie, przeklinając pod nosem z powodu nieodrobionego zadania.
Nagle poczułam,
że odbiłam się od czyjegoś torsu. Osuwając się na ziemię, wypuściłam z rąk
wszystkie książki. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam
zauważyć na kogo wpadłam. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy usłyszałam
jego głos...
-Przepraszam,
nic ci nie jest?
-Nie, nic. To ja
przepraszam. Jestem niezdarą…- mruknęłam, próbując podnieść się z podłogi.
Hadrian wstał szybko, podając mi rękę. Złapałam ją mocno, niezdarnie podnosząc
się z zimnej posadzki.
- To do
następnego zderzenia- szepnął, po czym odszedł.
Chyba zaczynam lubić te jego tajemniczość…
Dziękujemy za wszystkie opinie i za czas dla nas poświęcony.
Chyba zaczynam lubić te jego tajemniczość…
***
Dziękujemy za wszystkie opinie i za czas dla nas poświęcony.
Mamy nadzieję, że rozdział Was nie zawiódł.
Jak rozwiną się dalsze losy Hope?
Zapraszamy na następny rozdział! :)
W razie pytań...
Odpowiadamy na wszystko. ;)
Spoko jest, zajebiście poszecue :-D czekam na nexta z niecierpliwościa :-D / Ania <3
OdpowiedzUsuńSuper, że Ci się spodobało :) Cieszy nas twoja opinia ^^
UsuńAkcja się rozkręca.. Jak dla mnie to bardzo dobrze ;D Czekam na next.
OdpowiedzUsuńZuza ;D
Wspaniały rozdział mam nadzieje że Muzykoholiczka odpowie na mój mail. Wielkie dzięki za kolejny piękny rozdział
OdpowiedzUsuń